poniedziałek, 13 października 2014

dzieci polskie- dzieci francuskie

Zawsze uważałam, że dzieci wszędzie są takie same. I rzeczywiście nadal tak uważam i właściwie post ten będzie poświęcony dzieciom, ale raczej będzie dotyczył ich rodziców.
Otóż przed wyjazdem naczytałam się wiele o zasadach pedagogiki francuskiej, o wychowaniu dzieci francuskich, a przede wszystkich o ich sage (=grzeczności), cierpliwości, umiejętności czekania itd.
Polskie dzieci obserwowałam ponad 12 lat pracując w warszawskich szkołach i przedszkolach (uwielbiam obserwować dzieci).
Czy francuskie dzieci zdecydowanie różnią się od dzieci polskich?
- nie, tak samo krzyczą, płaczą, wyrywają się, uciekają.. ale tutejszy rodzic mówi tylko raz i dziecko wykonuje jego polecenie. Nie ma negocjacji z dzieckiem jak na typowych polskich podwórkach. Tu jest krótkie "no", "arette'" i dziecko ryczy, wyje, ale nakłada buty, oddaje zabawkę, idzie...
Przez 4 lata z nieukrywaną przyjemnością obserwowałam polskie place zabaw. Mamy z zapasowymi ubrankami, mokrymi chusteczkami, przekąskami, piciem itd- życie kręci się wokół dziecka...
Obserwowałam dzieci w hipermarketach i sklepach, jedzące lizaki, chrupki, otrzymujące zabawki za dobre zachowanie-przekupywane, by móc zrobić zakupy...
Obserwowałam polskie dzieci w restauracjach, w których właściwie posiłek kończył się wraz z zakończeniem jedzenia przez dziecko..Żeby rodzice mogli dłużej posiedzieć i porozmawiać przezorne mamusie wyciągały z torebek kolejne zabawki.
Źle piszę- to nie polskie dzieci. To dzieci Warszawy. Czyste, przebierane natychmiast po poplamieniu, karmione, kiedy same przestaną jeść, z obmytymi rączkami po dotknięciu czegokolwiek poza domem..
Od 3 miesięcy obserwuję dzieci francuskie. Nie- znów źle- persańskie :)
Te dzieci chodzą często brudne, poplamione, z dziurami. Same biegają po podwórku - w sobotę spotkaliśmy Olafka kolegę z grupy (4 latka)- sam biegał po osiedlu nie odgrodzonym od ulicy w żaden sposób.
Na placach zabaw nikt tych dzieci nie przebiera, nie dokarmia, nie wyciera rączek mokrymi chusteczkami, nie wyrywa z dłoni zjadanych liści czy robaków. Rodzice spokojnie siedzą na ławce lub na kocu nie zwracając szczególnej uwagi na swoją pociechę- jak płacze, owszem spojrzą, jak trzeba pomóc - pomogą :)
Tutaj rodzic mówi tylko raz, że pora wyjść z placu zabaw. Mówi ostro, nie prosi, nie przekonuje, a gdy napotyka na bunt, bierze za rękę i wychodzi (z terrorystami nie negocjujemy!).
Czy są grzeczniejsze niż nasze?
- nie, nie wydaje mi się...  ale jest różnica- są posłuszne, bo wiedzą, że rodzic ma władzę decyzyjną i nic nie wskórają swoim buntem.
Ale walczą podobnie do innych dzieci o swoje płacząc i krzycząc. Z wiekiem wyraźnie coraz mniej, bo i tak nie ma to żadnego sensu i wtedy rzeczywiście miło jest patrzeć, jakie te dzieci francuskie są posłuszne i grzeczne.
W restauracjach też biegają, bawią się, ale rzeczywiście zajmują się sobą, bo rodzice francuscy (persańscy) poświęcają sobie uwagę, nie im. Nie mają reklamówki zabawek, nikt ich nie zabawia...zabawiają się same.
To posłuszeństwo wobec rodziców przekłada się również na posłuszeństwo wobec wszystkich dorosłych. Obserwuję te dzieci na zajęciach z judo. Mają po 4-5 lat, a reagują natychmiast na każde polecenie.
We wtorek byłam z persańskimi dziećmi na wycieczce. Na moje polecenia też reagowały natychmiast, choć wyrażałam je kiwnięciem głowy, pogrożeniem palcem, czasem miną. Posłuszne.
Byłam świadkiem, gdy w gimnazjum (takie 12-latki) nauczyciel zwrócił uwagę uczniom. Kazał im wstać ze schodów, na których siedzieli. Oni natychmiast wykonali jego polecenie, bez zbędnego komentarza, bez licytacji, dyskusji, czego często byłam świadkiem w polskich szkołach.
Te persańskie dzieci też się biją, kopią, popychają, plują na siebie, ale zawsze mówią "dzień dobry", a ci starsi nie wstydzą się nawet powiedzieć "merci", gdy w czymkolwiek im się pomoże, nie krępuje ich pomoc młodszym dzieciom na podwórku, czego nie dostrzegałam u polskich dzieci. Przedstawię taki oto obrazek:
plac pod merostwem. dzieci jeżdżące na hulajnogach, rowerach, rolkach. Nagle mała 5-letnia (na oko) dziewczynka wjeżdża hulajnogą pod rower 14-letniego młodzieńca.
Co usłyszałaby dziewczynka w Polsce? Ile poznałaby nowych przekleństw?
A z czym spotkała się persańska dziewczynka?
Chłopiec(na pewno nie brat, bo jest innego koloru skóry) ją podniósł, przytulił, zapytał, czy nic się nie stało, czy na pewno nic ją nie boli, a potem trzykrotnie podjechał do niej z pytaniem "ca va?"
Kochałam polskie (warszawskie) dzieci, ale cieszę się, że mój syn będzie wychowywał się z tutejszymi, bo czuję, że będzie bezpieczniejszy...choć trochę...
Na dziś tyle...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz