poniedziałek, 29 grudnia 2014

tęsknota...

zatęskniłam...
za konkretnymi ludźmi wciąż tęsknię, ale drugiego dnia świąt zatęskniłam za moim domem, za moim warszawskim mieszkaniem i za ulicami, które znam jak własną kieszeń...
zatęskniłam...
za jazdą samochodem po Warszawie, bezstresową, szybką,,,
Paryż nie jest bezstresowy- szczególnie jego potężne ronda-brrr... jeszcze mnie przerażają

Żeby rozbić tę tęsknotę, która spać nie daje, pobłąkałam się po Paryżu, po parku, spotkałam się z nieznajomą, która stała się znajomą, a mieszka (bagatela) jedynie 60 km od Persan :)
Dziś odwiedziła mnie inna znajoma-taka dłużej znana, bliska memu sercu, droga mej duszy. Było cudnie, ale tęsknota pozostała.
Za dwa dni wylot do Polski. Muszę pozałatwiać kilka spraw i pytam się mojej tęsknoty, czy pozwoli mi tu wrócić? Tym bardziej, że będę w swoim mieszkaniu...

czwartek, 25 grudnia 2014

kolejne wzruszenie

Olcio podczas imprezy świątecznej w E'cole przygotował dla nas pocztówkę świąteczną.
Wczoraj wzięłam ją do rąk i uważnie przyjrzałam się tej twórczości. Zdjęcie Olcia w czapce św. Mikołaja i jakieś bazgroły. W pewnym momencie zauważyłam francuskie E z kropeczkami. Zastanowiło mnie to i głębiej wczytałam się w te bazgroły, a tam napisany od góry do dołu, od prawej do lewej taki napis:
J O Y  E U X     NOEL

Bardzo się wzruszyłam :)

Wczoraj u naszych francuskich przyjaciół, Oli również gospodarzom napisał takie życzenia i podpisał Olaf :)

Wigilia po polsku udała się znakomicie. Ta francuska zaś była przemiła i urocza :) Jadłam ślimaki i po raz kolejny przekonałam się, że jestem istotą społeczną, że bez ludzi usycham - dosłownie-psychicznie. Zwyczajnie potrzebuję życzliwych ludzi, by oddychać i żyć.
Gospodarze pracują w edukacji, więc rozmawialiśmy na wiele interesujących mnie tematów.
Dominik (gospodarz) jest dyrektorem S.O.S Wioski Dziecięce. Opowiadał nam niezwykle ciekawie o problemach, z jakim się styka na co dzień, o swojej pracy. Niezwykłe historie :)
Oleś wytrwał do północy, więc był to naprawdę przemiły wieczór...

poniedziałek, 22 grudnia 2014

takie miłe chwile...

W najgorszych chwilach zawsze pojawia się coś dobrego, miłego, jakaś nadzieja, której kurczowo się chwytam...
Dziś zdarzyło się coś, o czym chcę pamiętać, chcę. by zostało we mnie na te trudne, smutne, ciężkie chwile, dlatego zostawiam to tutaj :)
Otóż nasza rodzina otrzymała dwa zaproszenia na francuską Wigilię.
I gdyby to było zaproszenie od kogokolwiek ze znajomych mego męża, który jest tutaj ponad 3 lata, to nie byłoby  w tym niczego nadzwyczajnego, ale nie. To zaproszenie od dwóch osób, z którymi to ja mam kontakt. Z jedną porozumiewam się bardzo łamanym francuskim (nasza współparafianka). Druga to Czeszka z miejscowości obok, z którą rozmawiamy w języku niemiecko-angielsko-francuskim. Obie wyszły z inicjatywą zaproszenia nas na Wigilię.
I tak mi teraz miło, ciepło na sercu, bo myślę sobie, że mimo trudności z komunikacją, daję się polubić :) i mimo mojego bardzo ubogiego sposobu wyrażenia siebie, są tutaj ludzie, którzy chcą mieć ze mną kontakt :)

A z innych wieści:
1. W sobotę nasz syn zarządził ubieranie choinki. Była godzina 21.30. Ubraliśmy i stoi nam teraz i cieszy nasze oczy światełkiem miłości i pięknem kolorów. Nie pachnie choinką, ale jest piękna.
Długo wyszukana, bo wszystko w okolicy wykupione.
2. Potrawy wigilijne właściwie gotowe. Tylko sałatka warzywna mi została i blok czekoladowy. Musze poszukać korzenia pietruszki, co nie jest łatwe i cukru nie w kostkach, który też się jakoś przede mną ukrywa :)

czwartek, 18 grudnia 2014

przedszkole i mój synek

Na dzień dzisiejszy zostaliśmy wezwani na spotkanie z nauczycielką naszego syna.
Naczytałam się więc w internecie nt. systemu edukacji i wychowania we Francji i dowiedziałam się od doświadczonych rodziców, że nie "wzywają Cię, gdy dzieje się dobrze", co miało znaczyć, że coś dzieje się źle.
Nasz wzięty na spytki syn nie potrafił przypomnieć sobie o żadnym przewinieniu, oprócz tego, że raz zamiast pokolorować Mikołaja na biało-czerwono, napisał na nim literki i pani porwała mu kartkę i wyrzuciła do kosza, co go bardzo dotknęło, a mnie matkę-lwicę-tygrysicę doprowadziło do spazmów histerii...
Dotrwaliśmy jakoś bez rozwodu do dzisiejszego dnia i pełni napięcia (każde osobnego) poszliśmy. Rzeczywiście dobrze poinformowanie mieli rację- jest problem.
Mianowicie nasz syn kategorycznie odmawia posługiwania się głosem w przedszkolu- mimikę twarzy wypracował sobie do perfekcji, przez co jest zrozumiały, ale głosu nie wydaje...
Pani jest zaniepokojona, bo może to być objawem depresji dziecięcej. Na szczęście okazało się, że w domu gada bezustannie, co bardzo pocieszyło panią.
Poza tym zauważyła, że jak jest ze mną, albo z nami, jest pełen radości i uśmiechu, a w klasie... nie uśmiecha się i jest bez przerwy smutny :(
Pogadaliśmy sobie o hipotetycznych przyczynach tego smutku i zakończyliśmy spotkanie.
Dalej nie wiem, co robić, by życie mego syna w przedszkolu było bardziej radosne, co robić, by odważył się odzywać? nie wiem... czy rozwiązaniem byłby jednak powrót do Polski? (on wciąż chce tam wrócić) Pewnie życie nam pokaże, bo to ono najczęściej tak nas omami, że niewiele mamy do gadania w kwestii naszej przyszłości.

We wtorek zaś w L'ecole odbyło się spotkanie świąteczne. Kilkanaście lat pracy w polskiej edukacji sprawiło, że to francuskie spotkanie wypadło nieco blado, ale - zaznaczam wyraźnie- było bardzo miło i sympatycznie.
Jakie rzuciły mi się różnice?
- brak powitania ze strony nauczyciela
- brak jakiś życzeń, czegokolwiek...
- nikt nie był (oprócz mnie i mego syna) ubrany inaczej niż zwykle (czyt. rano i po południu).
Przypomniały mi się moje nauczycielki z przedszkola, gdzie byłam dyrektorem. Musiałam zostać z dziećmi, ponieważ one robiły się na bóstwa w łazienkach przedszkolnych: piękne sukienki, buty na obcasach, fryzura, makijaż, paznokcie... wszystko an wysoki połysk. Tu- nie- ta sama bluzka i spodnie od rana.
Ale były też śpiewy dzieci, poczęstunek wykonany przez dzieci i prezenty dla rodziców.
Nasz syn zrobił nam złotą doniczkę, kartkę ze swoim zdjęciem i literkami, a jego koledzy zrobili dla nas 4 bombki (bardzo kolorowe)...
Stoi sobie ten prezent na komodzie i czeka na choinkę :)

niedziela, 7 grudnia 2014

czarny weekend

Co za koszmar. Od wczoraj mam same złe wieści :(
Otóż:
1. Okazało się, że jeden z najemców naszego mieszkania już drugi miesiąc nie płaci mi swojej raty czynszu. Wprawdzie umowa stanowi na całą kwotę, ale nie robiłam chłopakom problemów, by mogli płacić każdy za siebie. I znowu kolejna nauczka, że w życiu trzeba być chamem :( żadne ustępstwa, żadne pójścia na rękę... żadnej sympatii... Tylko ja tak nie potrafię. Ze swej natury ufam ludziom i nie traktuję ich jako potencjalnych wrogów.
Nie mam bladego pojęcia, co mam teraz robić, ale jak dzieciak nie zapłaci, będę musiała wymówić wszystkim i czekać na kolejnych najemców :(
2. Oleś mimo dwóch wizyt u lekarza, który twierdzi, że dziecko jest zdrowe, kaszle i dusi się coraz bardziej. Ponieważ ma alergie na kurz, postanowiliśmy zrobić generalne porządki przedświąteczne i może zmniejszyć mu te męczarnie.
I co się dziś okazało, że cała ściana za łóżeczkiem i szafą Oliego jest w grzybie. Grzyb jest nawet w szafie. Natychmiast wezwaliśmy właściciela, żeby to zobaczył, ale on twierdzi, że nigdy tu grzyba nie było, ale za chwilę tłumaczył nam, że stary budynek i wilgotny klimat, więc to normalne. Czyli był ten grzyb, czy nie?
Powiedzieliśmy, że mamy dziecko uczulone na grzyby i pleśnie, więc będziemy musieli opuścić to mieszkanie, na co on powiedział, że owszem za 3 miesiące tak, choć umowa ustna była inna i że nawet lepiej jak się wyprowadzimy, bo on chce sprzedać to mieszkanie, a jeszcze mu je całkiem zagrzybimy :( Noż nic tylko w mordę prać!
3 razy dziennie wietrzę każdy pokój, ogrzewam odkąd zrobiło się chłodno, podłoga okazuje się wyżarta już przez grzyba, a on mi twierdzi, że ja mu zagrzybię mieszkanie???
Tam (w Polsce) nie płacą, tu (we Francji) grzyb -czy to nie znak?
3. Mój mąż dostał info od CAF-u (taka instytucja pomocy rodzinie), że mamy dofinansowanie do najmu 67 euro (a najm 840 euro). Dlaczego tak mało? bowiem, mimo że w jego danych zapisali, że mamy syna, to w wyliczeniach jakoś im umknął i wszystko jest dzielone na dwoje :(
Czy to nie czarny weekend???

Jako dziecko uwielbiałam bajkę o dwóch braciach. Jednemu świetnie się wiodło, a drugi klepał okropną biedę, choć od ojca dostali to samo. Okazało się, że szczęście jednego mieszka na wsi, więc mu się wiedzie na roli, a drugiego w mieście, dlatego choć ciężko pracuje, jego rodzina przymiera głodem. Gdzie mieszka moje szczęście?
Nie wygląda na to, by z Francją było mu po drodze...

wtorek, 2 grudnia 2014

Oczekiwania...

Swoimi pełnymi żalu łzami Olafek sprowokował mnie do tego, by oficjalnie wraz z pierwszą niedzielą Adwentu, rozpocząć czas wielkiego Czekania :)
Ale zacznijmy od tych łez...
W poprzednim tygodniu podczas zabawy, Oli zaczął bardzo żałośnie płakać. Gdy spytałam, o co chodzi, wyznał mi, że do niego na pewno nie przyjdzie Mikołaj, bo mu jest tak ciężko być grzecznym.
Ogólnie jestem przeciwniczką karania dzieci (uważam, że wystarczy poważna rozmowa o konsekwencjach takiego zachowania) i plusowania ich zachowania, ale kiedy trzeba, naginam się do nie swoich pomysłów i zasad, tak więc na lodówce zawisła wielka karta z podziałem na plusy i minusy, by mój synek sam decydował za jakie zachowanie postawi sobie plusa, a za jakie minusa. Celem właściwym jest ukazanie mu, że tych plusów jest tak dużo, że Mikołaj na pewno przyjdzie.

Skoro na poważnie się zaczęło, to zakupiliśmy również wieniec adwentowy (nie, jak wiecie, ja techniczna to owszem i jestem, ale plastyczna za grosz. Bliżej mi do naprawy samochodu niż ozdobienia tortu- no cóż? - wieńca na pewno robić nie potrafię!).
W Polsce miałam zawsze kłopot z zakupem wieńca. Kwiaciarnie warszawskie nie oferowały żadnych, a na moje prośby, by mi zrobiły, że zapłacę ile zechcą, też jakoś panie kwiaciarki były głuche. Raz znajoma mi załatwiła piękny wieniec za 100 zł - kilka lat temu, więc koszt był ogromny. Tutaj 8 euro i śliczny wieniec leży na stole na białym obrusie.
Podczas każdego posiłku zapalamy świecę (niestety wciąż sami, bo tata się szkoli na południu, na jakiejś wyspie) i raz dziennie uczymy się kolęd, bo przecież we francuskich warunkach dziecko nie osłucha się z nimi.

List do Mikołaja został już wrzucony do skrzynki, która stoi pod budynkiem merostwa - gwarantują, że Mikołaj odpowie :). Syn mój wprawdzie twierdzi, że jest prawdziwym artystą, ale wybrał jednak drogę na skróty,bo powycinał zdjęcia zabawek, które chce dostać i przykleił :) Mikołajowi narysował bałwanka w prezencie i podyktował taki list "Mikołaju, w tym roku byłem grzeczny- zapytaj mamy. Kup mi to wszystko, co przykleiłem, a ten bałwanek to dla Ciebie w prezencie"

No i oczywiście, jest też kalendarz adwentowy, a nawet dwa, bo w jednym czekoladki, a w drugim klocki lego - miłość mojego synka...
I tak te nasze oczekiwania się rozpoczęły. Radośnie, bo przy kolędach można też sobie potańczyć :)