poniedziałek, 22 grudnia 2014

takie miłe chwile...

W najgorszych chwilach zawsze pojawia się coś dobrego, miłego, jakaś nadzieja, której kurczowo się chwytam...
Dziś zdarzyło się coś, o czym chcę pamiętać, chcę. by zostało we mnie na te trudne, smutne, ciężkie chwile, dlatego zostawiam to tutaj :)
Otóż nasza rodzina otrzymała dwa zaproszenia na francuską Wigilię.
I gdyby to było zaproszenie od kogokolwiek ze znajomych mego męża, który jest tutaj ponad 3 lata, to nie byłoby  w tym niczego nadzwyczajnego, ale nie. To zaproszenie od dwóch osób, z którymi to ja mam kontakt. Z jedną porozumiewam się bardzo łamanym francuskim (nasza współparafianka). Druga to Czeszka z miejscowości obok, z którą rozmawiamy w języku niemiecko-angielsko-francuskim. Obie wyszły z inicjatywą zaproszenia nas na Wigilię.
I tak mi teraz miło, ciepło na sercu, bo myślę sobie, że mimo trudności z komunikacją, daję się polubić :) i mimo mojego bardzo ubogiego sposobu wyrażenia siebie, są tutaj ludzie, którzy chcą mieć ze mną kontakt :)

A z innych wieści:
1. W sobotę nasz syn zarządził ubieranie choinki. Była godzina 21.30. Ubraliśmy i stoi nam teraz i cieszy nasze oczy światełkiem miłości i pięknem kolorów. Nie pachnie choinką, ale jest piękna.
Długo wyszukana, bo wszystko w okolicy wykupione.
2. Potrawy wigilijne właściwie gotowe. Tylko sałatka warzywna mi została i blok czekoladowy. Musze poszukać korzenia pietruszki, co nie jest łatwe i cukru nie w kostkach, który też się jakoś przede mną ukrywa :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz