Otóż w sobotę raniutko zakupiłam rower i fotelik dla synka i podróżujemy :D Ech, nareszcie czuję się trochę wolniejsza- aż się boję powrotu zimy... bo sama to jeszcze, a z synem... nie bardzo...
Ja, uzależniona od samochodu, już właściwie dwa miesiące żyję bez swego nałogu. Tęsknię. Nawet bardzo, a ten rower to taka namiastka wolności i mobilności :)
oto mój pojazd :) ja i mój synek...
I dlatego zaniedbałam całkowicie moje łabędzie (szare już są białe), nutrie i kaczki...
ale za raz umieszczę ich zdjęcia.
W sobotę pojechałam do sklepu-targu-lodówki (bo nie wiem jakiej użyć nazwy, by oddać sens tego sklepu).
Zobaczyłam takie owoce i warzywa i taką ich różnorodnością w jednym rodzaju, że miałam wrażenie, że dosłownie zbzikuę. Melon? o tam melon-tu jest ich 4 rodzaje. papej?- 3 rodzaje, 2 rodzaje fig (świeżych), świeże korniszonki i wiele, wiele cudów...
Zakupiłam tomatillo (z cukrem mniam) i chyuotte - wczoraj przyrządziłam z nowymi produktami świeżą sałatę. palce lizać.
Zaczynam wiec nową podróż-z tej nad rzeczkę, rowerem na targi po pyszne, świeże, sezonowe i nieznane mi warzywa i owoce :D
W niedzielę lało, ale mimo tego wybraliśmy się 30 km obejrzeć zamek na wodzie w Chantilly.
Oto on:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz