poniedziałek, 4 sierpnia 2014

wpisy z facebooka-dla tych, którzy ich tam nie czytali

wpis 1:
4 dzień w Persan!
Oleś tęskni za Polską, babcią i placami zabaw. Tu marnie są wyposażone- zjeżdzalnia i skoczki tylko, a on chce piaskownicę i huśtawki  a i jeszcze trampolina mu sie marzy.... Może pod blokiem mu postawię? podobno ten placyk zieleni jest nasz- ale czemu, skoro mieszkań jest 6? tajemnica...
Bez pralki, bez lodówki, wody ciepłej starcza do 16-stej  Ubaw po pachy... Witaj FRANCE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!  namiot i wakacje normalnie 

wpis 2:
ale żeby nie było, ze tylko narzekam 
produkty bez konserwantów, barwników, glutaminianów i benzoesanów w każdym sklepie , więc moje dziecko może nareszcie normalnie jeść 
pięknie pachnące płyny do płukania-ech! u nas 1/4 tego zapachu...
pogoda 21-28 stopni  - nie smażymy się
owoce o prawdziwym smaku...
ceny identyczne z polskimi, bądź nawet niższe 

jak coś mi się jeszcze przypomni, dopiszę 
wpis 3:
Kolejny dzień- kolejny 3-godzinny spacer! Nasza miejscowość poznana, więc powoli zwiedzam najbliższą. Ludzie sympatyczni-gdybym znała język na wyższym poziomie niż : :nie rozumiem", "nie mówię po francusku", "jestem Polką", to nawet miałabym z kim pogadać, np. z miłą starsza panią rownież zmieżajacą w kierunku Leclerca :)- próbowała... .... 
Dziś oprócz zakupu bananów, czyli 30 minutowego spaceru do sklepu, karmienie kaczek i łabędzi...
Poza ludźmi, łabędziami i kaczkami, napotkaliśmy: czarnego kota sąsiadów, szczura pod samym Merostwem, 2 zające, kilka przepięknych ptaków i zdechłą maleńką myszkę...

wpis 4:

Który to dzień?
Szósty!
Ha, i nowe przygody, których pewnie nikt się nie spodziewa. Otóż, cały poprzedni rok szkolny poświęciłam (dosłownie) na leczenie zębów, żeby przez najbliższe lata, nie zaprzyjaźniać się z francuskimi dentystami. W ciągu 9 miesięcy zapłaciłam dentyście ponad 10 tysięcy i co?
I dziś rano wylądowałam u francuskiego dentysty, który zna tak angielski, jak ja, więc dogadaliśmy się, aczkolwiek oboje nie czuliśmy się komfortowo.
Żyd, wiec w myślach błagałam Boga, by pobłogosławił jego ręce i oczy.
Zrobił mi co trzeba- przepisał antybiotyk i inne konieczne leki i w sumie wszystko wyjaśnił- silne bakteryjne zapalenie zęba! 120 euro mu zostawiłam i szczęśliwa poszłam do domu myć 4 okna o rozmiarach 2,40 na metr.
Umyłam okna, zrobiłam dziecku obiad, bo sama nie byłam w stanie szczęki otworzyć i wyruszyliśmy w nieznane. Syn wybrał park, żebyśmy pograli w piłkę.
Przypomniało mi się, ze dentysta kazał się oszczędzać, ale było już za późno- okna pomyte, firanki powieszone, to i pograć w piłkę też można.
W parku w ciągu dnia jesteśmy tylko ja i mój syn, a po południu okazuje się, ze całe Persan przychodzi do parku. Poczułam się jak w czasach mojego dzieciństwa- wszędzie dzieci i młodzież. Grający w kosza, w nogę, jeżdżący na rowerach, bawiący się w chowanego. Na trawie całe rodziny- sielanka...
Oleś onieśmielony, ale uwaga- podziękował panu, który przytrzymał mu furtkę mówiąc "merci" 


wpis 5:
Dziś podczas karmienia kaczek i łabędzi (to będzie chyba moje jedyne zajęcie we Francji), podpłynęło do nas dziwne stworzenie. Gdy zobaczyłam jego ogon, w przerażeniu zaczęłam uciekać-pewna, że to jakiś szczur-mutant ( w końcu tutaj tak dbają o jedzenie). Mój synek zaczął krzyczeć: "mamo, nie uciekaj - to bóbr". Ten jego krzyk pozwolił mi zatrzymac się i spojrzec na to zwierzę- nie był to bóbr, ale też nie szczur! Obfotografowałam zwierzę z każdej strony i sprawdziłam na googlach- NUTRIA!
Zaczynam być rozpoznawalna w miasteczku - pan ochroniarz w leclercu, właściciel arabskiego sklepu i jakis pan w samochodzie wykrzyknęli do mnie dziś radośnie Bonjour!  i jeszcze skośnooka pani  Chyba będę znana z tego, ze jako jedyna robię zakupy bez samochodu i wożę je na hulajnodze Wzbudza to ogólny zachwyt (te zakupy na hulajnodze), ale tempo Olafka zmusza mnie to niestandardowych rozwiązań-on się zwyczajnie wlecze... i za każdym razem ciągnie tę hulajnogę, choć po 5 minutach ma jej dość.


wpis 6:
Dziś spokojnie i bez wielkich przeżyć. Nauczyłam się obsługiwać pralkę w pralni miejskiej- jakby ktoś kiedyś potrzebował tej umiejętności, to proszę pamiętac, ze przyciski uderzamy zdecydowanie i mocno, a na końcu wciskamy # - nigdzie tego nikt nie napisał w tej pralni.
Z nikim nie nawiązałam żadnych relacji, bo męża miałam obok  


wpis 7:

Mąż przewiercił w lodówce zamrażalnik z nadzieją, że chłód spłynie do niedziałającej lodówki. I tak się teraz zastanawiam, czy nie stracimy przy okazji zamrażalnika  brak lodówki jednak mi doskwiera- żeby jedzenie mi się nie marnowało, żrę na potęgę i obawiam się, ze nawet te 4-godzinne spacery mi nie pomogą... i ci nieliczni mężczyźni już nie będą mi mówić "bonjour"...tak radośnie.

wpis 8:
No i lodówka przestała działać :(jednak prawa fizyki są silniejsze od nadziei mego męża!) Ciepło zawsze idzie w górę, a to zimno tak się z nim zaprzyjaźniło, że zamrażalnik też się zepsuł...

Wczoraj Paryż! Przede wszystkim pod kątem dziecka, więc wesołe miasteczko, ale nam też coś od życia skapnęło  bo wejście do Luwru w dniu wczorajszym było gratis  i dosłownie w ostatniej chwili (bo nas wpuszczono jako ostatnich) zobaczyliśmy Mona Lizę  i parę innych dzieł sztuki...

A na koniec zapoznaliśmy sie z panem policjantem, ponieważ mój syn musiał koniecznie wiedzieć, dlaczego policja jeździ na rowerach, bo w PL przecież mają samochody. Pan policjant nam wszystko wytłumaczył i nawet zrobił z Olim zdjęcie i co się wieczorem okazało, gdy oglądaliśmy te zdjęcia???
... że to był Niemiecki Policjant  ma napis "Polizei"  ale pięknie mówił po francusku, co bardzo podniosło mnie na duchu, bo skoro taki Niemiec może, to ja też 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz